Liczenie kalorii

Chyba najtrudniejsza część: liczenie kalorii. Dlaczego najtrudniejsza? Otóż otyłość nie jest tak naprawdę chorobą ciała, chociaż to ono cierpi. Jej źródła tkwią w umyśle. Osoby próbujące się odchudzać często nie są w stanie liczyć kalorii. Oszukują same siebie. To co piszę brzmi może brutalnie, ale czasem trzeba być z samym sobą szczerym. To wasza decyzja, wasza odpowiedzialność. Więcej niż połowa osób nie mogących stracić wagi ponosi porażkę, bo próbując liczyć kalorie, zaniżają wynik.

Żeby tego psychologicznego mechanizmu samooszukiwania się uniknąć, trzeba przede wszystkim być go świadomym. I tu jest największy problem. Ludzie nie lubią sobie uświadamiać własnych błędów. W programie „Secret eaters” ekipa reporterów śledziła (za ich zgodą) osoby nie potrafiące zrzucić wagi, pomimo trzymania diety 1500 kcal. Okazywało się, że tak naprawdę ta dieta ma ponad 5000 kcal. Za każdym razem, bez wyjątku. Jedna osoba, drugia… pięćdziesiąta przekonana o tym, że je 1500, że zapisuje każdą jedną kalorię, a która naprawdę zjada ponad 5000. I nawet po zobaczeniu nagrań, po tym jak przedstawiono tym ludziom dowód na filmie: o, tu jadłeś, tu jest 300 kcal, tu 500 – dalej nie wierzyli, nawet dochodziło do aktów agresji wobec ekipy (podobnie sam doświadczyłem parę razy agresji ze strony otyłych kobiet przekonanych, że ich ciała jako jedyne obiekty na planecie Ziemia nie podlegają prawom fizyki). Jeśli takie coś nie wystarczyło, jeśli ktoś widząc siebie nagranego przez kamerę, jak się objada potrafi powiedzieć, że on tego nie zrobił, jakie szanse na przekonanie niedowiarków ma witryna internetowa? Chyba pora sobie coś szczerze powiedzieć. Jeśli kiedykolwiek odchudzałeś/aś się w przeszłości, trzymając kalorie i mimo to dalej tyjąc, winne było oszustwo przy ich liczeniu. Jeśli nie potrafisz się teraz do tego przyznać, równie dobrze możesz dalej szukać magicznych pastylek odchudzających czy cud-diet, które powodują efekt jojo po miesiącu.

Miałem kiedyś odwrotny problem, nie mogłem przytyć. Dopiero żelazna dyscyplina w liczeniu wszystkiego co jem, analiza popełnianych błędów i wyciąganie nauki z doświadczeń innych pomogło mi przełamać mit „szybkiego metabolizmu” i nabrać masy. Mój „szybki metabolizm” był tak naprawdę głodzeniem się, z czego nie zdawałem sobie sprawy. Widzę teraz u innych próbujących przytyć osób dokładnie te same błędy, jak popełniane przeze mnie. I mniej więcej ten sam mechanizm działa przy zawyżaniu, jak i przy zaniżaniu kalorii. Jesteśmy po prostu leniwi i wygodniccy. Wolimy się sami oszukać, bo to po prostu łatwiejsze niż zmuszanie się do jedzenia albo do głodówki.

Przede wszystkim, waga kuchenna. NIE liczymy pożywienia na szklanki, na talerze, na porcje czy kromki. Dobra waga na allegro kosztuje 20-30 zł. Porcje mają dziwną skłonność do rośnięcia, szklanki stają się podejrzanie duże, łyżki jakoś tak za bardzo czubate. Wagi nie oszukamy.

Druga zasada, liczymy KAŻDY posiłek. Kawa to też kalorie. Podgryzione kilka paluszków też się liczy. Podobnie zjedzenie loda idąc przez miasto.

Trzeci element. Dodatki do żywności mogą mieć czasem większą kaloryczność niż główne danie. Wliczamy sałatkę mającą 30 kcal, wszystko pięknie, tylko że polewamy ją sosem który ma 350 kcal, ale jego już „zapominamy” zapisać…

Na koniec wreszcie, w internecie są dziesiątki różnych tabeli kalorycznych, NIE wybieramy tej z najniższą wartością. Najlepiej skorzystać z tego, co jest napisane na opakowaniu produktu.

W przypadku wątpliwości, pytamy domownika o zdanie, niech on oceni. Dobrze jest mieć obok siebie kogoś, kto za nas będzie śledził dietę i liczył. Najmocniej oszukujemy zawsze samych siebie, wobec innych potrafimy zachować uczciwość.

No dobra, a teraz: co zrobić, żeby nie przekroczyć tych 2500 kcal i się najeść? Odpowiedź jest prosta. Pokarmy z wysoką wartością odżywczą, ale niską kaloryczną. Warzywa i owoce. Tak, owoce. Niby czysty cukier, ale jedząc kilogram jabłek dostarczamy raptem 400 kcal. Owoce zawierają potężną ilość składników odżywczych, które po kilku dniach takiej diety sprawią, że czujemy się nasyceni.

Pożywienie z najniższą wartością odżywczą a jednocześnie najbardziej kaloryczne to często pokarmy odzwierzęce. Wmawia się nam, że potrzebujemy białka, więcej białka, jeszcze więcej… tymczasem w historii medycyny było do tej pory tylko kilka opisanych przypadków niedoboru białka u ludzi, którzy mieli zapewnioną odpowiednią ilość kalorii. Tak naprawdę umieramy z jego nadmiaru. Regułą jest, że wegetarianki mają najładniejsze sylwetki, nawet jeśli nie liczą kalorii i nie dbają o linię. To po prostu przychodzi samo razem ze zdrowym odżywianiem.

Można też jeść pokarmy wysokobłonnikowe. To oczywiście może czasem sprawić, że po posiłku brzuch będzie bardziej wydęty, albo że jedząc coś, co więcej waży, sami będziemy ważyć o te pół kg więcej, ale NIE zwracajcie na to uwagi! Błonnik z jelit i duży, wypchany nim brzuch znikną w ciągu 2 dni po odstawieniu błonnika. Interesują was TYLKO kalorie, bo tylko one sprawią, że stracicie tkankę tłuszczową, co zapewni efekt długotrwały.

Istnieje również wersja tej strony w języku angielskim:

https://weightloss.healthytreatment.org/calorie-counting/